Alicja Kościan: „Modlitwa” w Międzyrzecu (str. 165)

 




fragmenty

 
 

17 maja 2009 r. odbyło się uroczyste odsłonięcie pomnika upamiętniającego Żydów Międzyrzeca, zatytułowanego „Modlitwa”, który wykonała znana izraelska rzeźbiarka Yael Artsi. Inicjatorem wzniesienia tego monumentu był Związek Międzyrzeczan w Izraelu na czele z prezesem Abrahamem Gafni. On to stał się spiritus movens tego przedsięwzięcia.
(…)
Pomysł na „Modlitwę” zrodził się w niedzielny poranek, gdy Yael zobaczyła ludzi zmierzających do kościoła. Stwierdziła, że w tym mieście wielu ludzi się modli. Modlitwa jest też tym co nas łączy, Żydów i Polaków, przecież modlimy się do tego samego Boga, często tymi samymi tekstami, np. Psalmów (co później podkreślił ks. biskup Kiernikowski na uroczystości odsłonięcia pomnika). Yael postanowiła szybko na swym laptopie stworzyć wizualizację rzeźby wkomponowując ją w zdjęcie miejsca proponowanego przez Gafniego, na skwerze Jana Pawła II.
(…)
Bardzo pięknym podsumowaniem tej wizyty był list otwarty napisany przez Naftalego Brezniaka w imieniu Związku Międzyrzeczan w Izraelu, skierowany do mieszkańców Międzyrzeca Podlaskiego i władz miasta,
z datą 20 listopada 2007 r. Przytoczę go tu w całości.
„Abraham (Wajntraub) Gafni i ja, Naftali Brezniak, przedstawiciele związku byłych mieszkańców Międzyrzeca Podlaskiego w Izraelu, razem z komisją związku, staramy się już do dłuższego czasu uwiecznić pamięć nieodżałowanego (zapomnianego) społeczeństwa żydowskiego w Waszym mieście. Abraham mieszkał tutaj w dzieciństwie, to jeden z najpiękniejszych okresów w jego życiu, ale przeżywał tutaj również okres grozy i śmierci. Tutaj zginęła cała jego rodzina. Ja jestem synem Moszego Brezniaka, z rodziny Gelberg i Reinwein, i synem Towy, z domu Rochman i Gurfinkiel. Urodziłem się w Izraelu. Już jako dziecko dzięki opowiadaniom ojca chłonąłem głęboką miłość do Międzyrzeca. Mój ojciec, błogosławionej pamięci, urodził się w Międzyrzecu, tu dorastał i wychowywał się, tu pracował i kochał. On po prostu żył tutaj, tak jak Wy. Zdążył jeszcze w roku 1939 zmobilizować się do Wojska Polskiego i walczyć przeciw okupantom niemieckim, aż dostał się do niewoli. Gdy wrócił do miasta, włączył się w „krąg życia”, jeżeli można to tak nazwać, który coraz bardziej się zawężał, aż do wygnania z Rynku Miejskiego na Majdanek podczas piątej akcji (deportacyjnej, wysiedleńczej), 2 maja 1943 roku. Ojciec mój, tak jak Abraham Gafni, stracił całą rodzinę podczas wojny. Mimo tego on i wielu innych byłych mieszkańców miasta Międzyrzec Podlaski w Izraelu i na całym świecie, wysłali nas tutaj ze swego rodzaju posłannictwem. Chociaż nie ma żadnego szczególnego powodu, ani wytłumaczenia dla naszej czerwcowej wizyty w Międzyrzecu, to jednak serce ciągnie i nie daje spokoju. Serce, a nie głowa każe nam tak działać.
Wiele było projektów służących utrwaleniu pamięci Żydów z Międzyrzeca w granicach państwa Izrael. Jednak bardzo nas ucieszyło, gdy Abraham, który miał dobry kontakt z poprzednim i obecnym burmistrzem miasta, opowiedział nam o woli upamiętnienia społeczeństwa żydowskiego w Międzyrzecu Podlaskim poprzez pomnik, który będzie postawiony w sercu miasta, daleko od Izraela, ale w miejscu bliskim dla byłych mieszkańców miasta we wszystkich pokoleniach. Liczyło ono przed wojną 18 000 mieszkańców wśród ludności liczącej 20 000. I tak postanowiliśmy przybyć do Międzyrzeca razem z rzeźbiarką Yael Artsi, aby zrealizować ten wielki projekt, poznać i obejrzeć miejsca właściwe na pomnik.
Po kilkudniowej wędrówce po mieście postanowiliśmy ostatecznie poprosić Was o postawienie pomnika na głównym placu miasta, w miejscu w którym koncentrowało się życie społeczeństwa żydowskiego od XVI-go wieku, w miejscu które może symbolizować pamięć nieistniejącej już tutaj gminy żydowskiej. Większość mieszkańców miasta przybywała wówczas codziennie na ten plac. Tutaj pracowali, handlowali, kupowali i sprzedawali, żyli, oddychali i kochali. Przez ten plac przechodzili idąc do dużej i wspaniałej synagogi, jednej z największych w ówczesnej Polsce, z której nie pozostał nawet najmniejszy ślad. Z tego placu wyszli również w swoją ostatnią drogę. Dla nich był to również plac wysłania na śmierć.
Rzeźbiarka Yael Artsi podjęła się wykonania tego pomnika. Nie ma ona korzeni w Międzyrzecu Podlaskim, ani nawet w Polsce. Przybyła z Izraela, bo chciałaby przyczynić się do wzniesienia pomnika, korzystając ze skarbu wiedzy, swojego wielkiego doświadczenia i imponujących sukcesów. Moglibyśmy uzyskać jej zgodę na pracę służącą wzniesieniu pomnika w każdym miejscu na świecie, w którym znajdują się byli mieszkańcy miasta i ich następne pokolenia. Każde miasto byłoby zaszczycone, gdyby na głównym placu postawiono rzeźbę Yael Artsi. My jednak zaproponowaliśmy, aby tym miastem był Międzyrzec Podlaski, jako miejsce pamięci.
Międzyrzec jest miastem, które nas łączy, chociaż dzisiaj nie ma w nim żadnego żywego wspomnienia o życiu, które tu było i zginęło. Dla wielu ludzi miasto jeszcze coś znaczy, wielu ludzi jeszcze o nim pamięta.
Yael wędrowała po mieście, po cmentarzu, po miejscach w których było getto, po ziemi synagogi, przekroczyła kilka razy rzekę Krzna, dotykała każdego możliwego kamienia, starała się chłonąć zapachy, atmosferę miasta - w dzień powszedni i świąteczny. Yael postanowiła nazwać pomnik, który chcemy wznieść na Placu Jana Pawła II - „Modlitwa”. Wszyscy modlimy się codziennie, ale teraz chcemy zaprosić Was na wspólną modlitwę, o lepszą przyszłość, o ziszczenie wszystkich Waszych i naszych marzeń,
o zamazanie naszych i Waszych uprzedzeń, stereotypów, o znalezienie tego co nas łączy, a nie dzieli.
Mamy nadzieję, że decyzja o wzniesieniu pomnika na Placu Jana Pawła II będzie zaakceptowana. My z naszej strony zrobimy wszystko, żeby pomnik stanął na dawnym rynku miejskim.
Bo kto codziennie na niego spojrzy? My? Przecież nas tu nie będzie, nie będziemy go oglądać ani odczuwać. My nie mieszkamy tutaj. Wy będziecie mogli cieszyć się rzeźbą, dziełem Yael Artsi. Tylko Wy. A kiedy ktoś poszuka w internecie rzeźby Yael Artsi, znajdzie jedną również w mieście Międzyrzec Podlaski, obok Genewy, Holandii - tam Yael wzniosła ogród rzeźb, Hiszpanii, Buenos Aires w Argentynie, Tel Avivu, Hajfy i wielu innych państwach i miastach tego świata.
Mamy nadzieję że dostrzeżecie we wzniesieniu pomnika pewnego rodzaju dar od Boga, a nie tylko od byłych mieszkańców Międzyrzeca Podlaskiego. Macie przywilej postanowienia o wzniesieniu pomnika, nie tylko jako pamiątki po wielkim społeczeństwie, które doznało Zagłady, ale również jako symbolu modlitwy, symbolu pojednania i dobrej woli, a także symbolu nadziei na lepszą przyszłość.
Przybyliśmy, aby dać, nie zabierać.”
List ten wyraża najlepiej intencje inicjatorów projektu pomnika i uzasadnienie umiejscowienia go na Placu Jana Pawła II.
(…)
Jesienią 2007 r. Yael rozpoczęła pracę. Materiał - czerwono-czarny granit został sprowadzony z Indii. Całkowity koszt wykonania tej rzeźby wynosił ok. 50 000 dolarów, Związek Międzyrzeczan w Izraelu w pełni go sfinansował jak również jego transport.
Rzeźba przedstawia ludzką postać spowitą w tałes (talit) - szal modlitewny używany przez Żydów do modlitwy. Zrozumienie wymowy tej rzeźby wymaga nieco wiedzy na temat żydowskich obyczajów, dlatego też jest pewnym edukacyjnym wyzwaniem dla Międzyrzeczan, szczególnie dla nauczycieli historii i katechetów. Jest to niewątpliwie jej duży walor. Wszystkich oglądających zmusza do myślenia. Pewnej międzyrzeczance skojarzyła się z historią z czasu zagłady. Na rynku w czasie akcji likwidacyjnej przed jednym ze sklepów Niemiec zastrzelił żydowską kobietę, która była w zaawansowanej ciąży. Rzeźba ta jednoznacznie skojarzyła się owej mieszkance Międzyrzeca z tą tragiczną postacią.
(…)
Sama rzeźba została ustawiona 2 dni przed odsłonięciem pomnika pod pilnym nadzorem autorki Yael Artsi. Artystka była bardzo zadowolona z przebiegu prac i ich jakości. Znacznie trudniejszą sprawą był wcześniej transport ważącej około 2 ton rzeźby. W polskiej firmie nikt niestety nie znał żadnego obcego języka, tak więc sprawą musiał zająć się Abraham Gafni władający polskim. Wracając do wyglądu pomnika, opatrzony jest tabliczką z nazwą „Modlitwa”, drugą z nazwiskiem autorki i datą oraz czterema większymi tabliczkami w językach polskim, angielskim, hebrajskim i żydowskim (jidysz) o następującej treści: „Ku pamięci Żydów z Międzyrzeca i z okolicy, zamordowanych przez niemieckich okupantów podczas Zagłady 1939 - 1944. Krew brata twego głośno woła ku mnie z ziemi! - Księga Rodzaju 4,10.”
(…)
Niedziela 17 maja 2009 r. była dniem o bardzo bogatym programie. O ósmej rano rozpoczął się spacer po mieście śladami międzyrzeckich Żydów, przewodnikiem był Abraham Gafni, wspomagał go Gad Finkelstein. Żałuję ogromnie, ale nie uczestniczyłam w tym wydarzeniu. O 11-ej rozpoczęła się modlitwa za zmarłych (kadisz) na cmentarzu żydowskim. Ze względu na barierę językową mogliśmy tylko chłonąć atmosferę niezwykłego skupienia i wzruszenie żydowskich gości. W ich gronie nie było ortodoksyjnych wyznawców judaizmu.
O godzinie 13-ej rozpoczęła się część oficjalna uroczystości na Placu Jana Pawła II.
Uroczystość uświetnili swym przybyciem ordynariusz siedlecki ks. bp Zbigniew Kiernikowski, dziekan międzyrzecki ks. Józef Brzozowski, ambasador Izraela w Polsce Zwi Rav Ner z Małżonką, Posłowie na Sejm RP Adam Abramowicz, i Stanisław Żmijan, radny Sejmiku Województwa Lubelskiego Ireneusz Stolarczyk, przedstawiciele władz Województwa Lubelskiego, starosta bialski Tadeusz Łazowski, oraz radni powiatu i miasta, władze miasta i mieszkańcy.
(…)
Następnym punktem programu był koncert pieśni żydowskich w wykonaniu Sławy Przybylskiej w kinie „Sława”. Koncert pięknie poprowadzony przez męża artystki Jana Krzyżanowskiego, był bardzo poruszający. Pieśni w języku hebrajskim goście z Izraela śpiewali razem z panią Sławą. Atmosfera tego koncertu była niesamowita.
W holu kina była wystawa zdjęć Żydów Międzyrzeca przygotowana przez Bernarda Łukomskiego i jego żonę Katarzynę. Była to niespodzianka przygotowana dla przyjaciela z Izraela - Abrahama, z którym poznali się przez internet trzy lata wcześniej.
Przy okazji wystawy można było też nabyć publikacje o międzyrzeckich Żydach autorstwa Artura Domańskiego, o międzyrzeckich cmentarzach żydowskich autorstwa Jerzego Soboty, o dziedzictwie kulturowym Żydów międzyrzeckich Magdaleny Bołby, oraz kolejne numery „Roczników Międzyrzeckich” wydawanych przez Towarzystwo Przyjaciół Nauk w Międzyrzecu Podlaskim.
Ciekawostką wystawy była makieta synagogi (zburzonej przez Niemców w 1943 r.) wykonana przez Annę Góra (absolwentka UMCS) autorkę pracy „Zespół synagogalny w Międzyrzecu Podlaskim”.
Po koncercie wyświetlono film „Mała Ameryka” z polskim tłumaczeniem. Film ten jest też bardzo poruszający. Pierwsza jego część to opis Międzyrzeca z lat młodości ocaleńców mieszkających w Izraelu. Jako że film nagrano w 1999 roku, część z nich już nie żyje. W drugiej części atmosfera sielankowej młodości zmienia się w koszmar wojny i Zagłady, kilkoro z narratorów tak jak Gafni wyskoczyło z pociągów śmierci. Momentem chyba najbardziej poruszającym był opis sceny pożegnania Abrahama z rodziną w pociągu, gdy ojciec mu powiedział: „Skacz synu, może chociaż ty ocalejesz by opowiedzieć o tym”.
(…)

Autor: Artur Domański



fragment ROZDZIAŁU I

Osadnictwo żydowskie w Międzyrzecu Podlaskim przed rokiem 1939

 
 

     [...] Powszechnie przyjmuje się, że pierwsi Żydzi osiedli się w Międzyrzecu w pierwszej połowie XVI wieku. (...) Mogło to nastąpić jeszcze przed rokiem 1520. Otóż w tym roku na poznańskiej komorze handlowej zarejestrowano 299 łokci adamaszku przywiezionego z Międzyrzeca, obok 84 łokci z Brześcia Litewskiego i 190 łokci z Wilna[31]. Mogłoby to oznaczać, że już w tym roku żydowscy kupcy z Międzyrzeca zajmowali się dalekosiężnym handlem. Jest to tylko przypuszczenie, ale zapewne pierwszymi Żydami, zamieszkałymi w Międzyrzecu byli bogaci kupcy, którzy skierowani zostali do niego przez kahał tykociński, najstarszą gminę żydowską na Podlasiu[32].

     Tak jak w przypadku lokacji miasta, tak też w przypadku żydowskiego przywileju lokacyjnego nie da się ustalić dokładnej daty, ze względu na brak odpowiedniego źródła. Pomijając informację z 1520 roku, najstarsza wzmianka mówiąca o faktycznej obecności żydowskiej w Międzyrzecu pochodzi z 1533 roku. Jest to wpis do Metryki Litewskiej z dnia 10 października 1533 roku, w którym Żyd z Międzyrzeca Awram Ajzykowicz został oskarżony na jarmarku w Lublinie o przyjęcie w zastaw skradzionych przedmiotów[33]. Na podstawie tej informacji ogólnie przyjmuje się, że osiedlenie się Żydów w Międzyrzecu musiało nastąpić jeszcze przed 1533 rokiem, a przywilej lokacyjny mógł im nadać ówczesny właściciel miasta, wojewoda trocki Jan Zabrzeziński[34]. (...) Ludność żydowska osiedlająca się w miastach prywatnych, do których należał także Międzyrzec, poddana była jurysdykcji ich właścicieli, oni też wyznaczali jej miejsce zamieszkania. Dzielnice żydowskie sytuowano zazwyczaj na zewnątrz bloków przyrynkowych, zwykle po przeciwnej stronie niż główny kościół. Ten sposób usytuowania osiedli żydowskich umożliwiał czytelne ich wyodrębnienie z organizmu miejskiego, był zgodny z dążeniem władz miejskich i kościelnych. Odpowiadał również samym Żydom, sprzyjał bowiem utrzymaniu odrębności narodowej i religijnej, języka i obyczajów[35]. Podobnie wyglądało to w Międzyrzecu. Żydzi osiedlali się w południowo-wschodniej części Starego Miasta. Już w 1562 roku istniała w Międzyrzecu ulica Żydowska (obecnie ul. J. Nassuta)[36]. Nie można tu jeszcze mówić o powstaniu zamkniętej dzielnicy żydowskiej, ale wzdłuż tej ulicy i przyległych do niej uliczek zaczął się tworzyć kompleks budynków zamieszkiwanych przez społeczność żydowską. [...]

 


[31] J. Geresz, Międzyrzec Podlaski. Dzieje miasta i okolic, Międzyrzec Podlaski 2001, s. 29.

[32] A. Leszczyński, Z dziejów Żydów Podlasia...,op. cit., s. 13.

[33] A. Leszczyński, Przyczynek do dziejów..., op. cit., s. 109.

[34] Tamże.

[35] M. i K. Piechotkowie, Dzielnice żydowskie w strukturze przestrzennej miast polskich, [w:] Żydzi w Dawnej Polsce, op. cit., s. 308-309. 

[36] J. Chomicki, Powstanie i rozwój..., op. cit., s. 96.



fragment ROZDZIAŁU II

Żydowska gmina wyznaniowa w Międzyrzecu Podlaskim

 
 

     [...] pierwsza wzmianka o istniejącej już gminie międzyrzeckiej pochodzi dopiero z 1583 roku[90]. Zezwolenie na osiedlenie się ludności żydowskiej w określonym miejscu nie zawsze było jednoznaczne z zezwoleniem na utworzenie gminy. Gminy zakładano z inicjatywy ludności żydowskiej, a zezwolenie na zorganizowanie kahału pochodziło od władzy dominialnej, czyli królewskiej lub właścicieli miast i dóbr[91]. W przypadku Międzyrzeca, jako miasta prywatnego, zezwolenie na utworzenie gminy żydowskiej musiał wydać właściciel miasta.

     Wraz ze zgodą na utworzenie gminy żydowskiej wydawano przywilej pozwalający Żydom na założenie bożnicy, cmentarza (kirkutu) oraz zorganizowanie odpowiednich instytucji gminnych, czyli zarządu (hebr. waad), komisji: cenzorów, szafarzy, nadzoru moralnego, obywatelstwa dla nadania prawa zamieszkania w kahale (hebr. chezkat kehila), komisji kontrolującej  dokładność miar i wag oraz bractw: pogrzebowego (hebr. Chewra kadisza), bożniczych oraz cechów[92]. Ogólna struktura władz gminnych miała charakter hierarchiczny. Najwyższą pozycję zajmowali seniorzy[93], którzy pełnili funkcje administracyjne, sądownicze i reprezentacyjne. Wybierani byli zazwyczaj spośród miejscowych bogaczy. Podobną funkcję jak seniorzy spełniali ławnicy (hebr. towim, czyli dobrzy). Ważne miejsce w życiu gminy, nie tylko religijne, zajmował rabin[94], zatrudniany przez władze gminne. Wspomnianymi komisjami zarządzali tzw. kahalnicy[95].

     Kahał, czyli zarząd zajmował się organizacją pogrzebów, sprawował nadzór nad cmentarzem, organizował szkolnictwo, posiadał kontrolę nad łaźniami, ubojem i sprzedażą mięsa, sprawował nadzór czystością oraz spokojem i bezpieczeństwem mieszkańców dzielnicy żydowskiej. Kahał sprawował także ważne funkcje dobroczynne, takie jak organizacja szpitala z przytułkiem oraz udzielanie pomocy biednym pannom wychodzącym za mąż. Istotną sprawą, którą zajmował się kahał, był podział kwoty podatkowej przypadającej w gminie na poszczególne gospodarstwa[96]. Gminy zatrudniały również wielu płatnych urzędników, takich jak chazan (urzędnik synagogi prowadzący nabożeństwa, inaczej kantor), szames (woźny synagogi), łaziebny, nauczyciel chederu[97]. Ponadto z kasy gminy opłacano lekarza, akuszerkę, strażników, posłańców[98]. Tylko duże i liczne gminy miały tak rozbudowany system instytucji. Większość małych gmin ograniczała się do podstawowych instytucji niezbędnych do prowadzenia życia religijnego.[...]

 


[90] A. Leszczyński, Z dziejów Żydów Podlasia...,op. cit., s. 22-23.

[91] Tamże, s. 9.

[92] Tamże.

[93] Seniorzy – hebr.: raszim, parnasim – najwyżsi w hierarchii urzędnicy gminni. Zajmowali się przede wszystkim rozstrzyganiem sporów między Żydami. Byli wybierani spośród najbardziej szanowanych i zazwyczaj najbardziej zamożnych członków gminy. Niekiedy sprawowali funkcje dożywotnio, ale najczęściej przez rok. Nowi seniorzy musieli zostać zatwierdzeni przez wojewodę, a w dobrach prywatnych przez właściciela miasta lub jego pełnomocnika. W większości gmin wybierano od trzech do pięciu seniorów. Każdy z nich sprawował władzę kolejno przez miesiąc. W tym okresie czuwał nad działalnością instytucji gminnych i wszystkimi sferami życia społeczności żydowskiej.

[94] Rabin – polski termin hebr. słowa rabbi „mistrzu mój”; pierwotnie tytuł stosowany tylko wobec uczonych zajmujących się interpretacją i wyjaśnianiem Biblii i Prawa Ustnego, później nadawany również żydowskim nauczycielom i uczonym cieszącym się dużym poważaniem i autorytetem religijnym, a od czasów średniowiecza nadawany duchowym przywódcom społeczności żydowskiej.

[95] A. Cała, et al., op. cit., s. 101.

[96] M. Horn, Ludność żydowska w Polsce..., op. cit.,  s. 15.

[97] Cheder – hebr. „izba, pokój” – elementarna szkoła żydowska przy synagodze, mieszcząca się zazwyczaj w domu nauczyciela (zwanego rebbe albo melamed), w której uczyły się dzieci od 4 do 13 roku życia. Przedmiotem nauczania w poszczególnych klasach było odpowiednio: czytanie modlitewnika, czytanie Tory oraz czytanie Talmudu.

[98] A. Cała, et al., op. cit., s. 101.


fragment ROZDZIAŁU III

Udział ludności żydowskiej w życiu społeczno-kulturalnym oraz gospodarczym miasta

 
 

     [...] Wspominałem już wcześniej o tym, że dzielnice żydowskie stanowiły zawsze wyodrębnioną cześć miasta, z charakterystyczną dla siebie ciasną zabudową. Uliczki żydowskie były wąskie, a domy przez długi czas drewniane, co powodowało częste pożary. Na ogół ulice pozbawione były chodników i ścieków kanalizacyjnych. Dodatkową ciasnotę powodowały ustawiane na ulicach rzędy kramów, w których sprzedawano prawie wszystko, od produktów spożywczych po smołę i dziegieć. Największy ruch na ulicach panował w niedzielę. Tego dnia z pomocą handlarkom przychodzili mężczyźni. Bogatsi Żydzi starali się w miarę możliwości lokować swoje domostwa poza dzielnicą żydowska, w której często panowała nędza i różnego rodzaju epidemie.[...]

     [...] W 1828 roku Międzyrzec odwiedził Julian Ursyn Niemcewicz, który napisał później w swoich wspomnieniach: „W Międzyrzecu majętniejsi są Żydzi niż w wielu miejscach w Polsce. (...) Mężczyźni paradowali w jedwabnych łapserdakach, pończochach i trzewikach, kobiety w bogatych założkach (...) więcej one niż Żydówki warszawskie zachowały swój strój[182]. Bardzo prawdopodobne, że w XIX wieku Żydzi międzyrzeccy nosili bardziej bogate stroje niż w innych miejscowościach. Ks. A. Pleszczyński podawał, że w drugiej połowie XIX wieku  Żydzi międzyrzeccy wyróżniali się nawet „wolniejszym” przestrzeganiem przepisów Talmudu. Wyjątek stanowili tylko tutejsi chasydzi[183].[...]

 


[182] J. U. Niemcewicz, Podróże historyczne po ziemiach polskich między rokiem 1811 a 1828 odbyte, Petersburg 1859, s. 450, cyt. za: J. Geresz, op. cit., s. 155.

[183] A. Pleszczyński, op. cit., s. 18.


fragment ROZDZIAŁU IV

Lata drugiej wojny światowej i zagłada Żydów międzyrzeckich

 
 

     [...] Lata drugiej wojny światowej to szczególny okres w historii Żydów, dokonano bowiem wówczas jednej z największych zbrodni w dziejach ludzkości. Zagładę Żydów europejskich dokonaną przez zbrodniczy system III Rzeszy określa się najczęściej nazwą Holocaust (Holokaust)[312], ale padają również takie określenia jak Szoah (hebrajskie określenie słowa Holocaust) i Zagłada (w tym znaczeniu pisana wielką literą). Szacuje się, że podczas drugiej wojny światowej zginęło prawie 6 milionów Żydów z 11 państw europejskich. Ogromne straty poniosła ludność żydowska mieszkająca na okupowanych terenach Polski. Największe skupisko Żydów w przedwojennej Europie przestało praktycznie istnieć. Z około 3 mln ludności żydowskiej mieszkającej w granicach II Rzeczypospolitej wojnę przeżyło tylko około 50 – 80 tysięcy[313]. W Międzyrzecu Podlaskim, tak jak we wszystkich miastach tego regionu, społeczność żydowska już nigdy się nie odrodziła. [...]

 


[312] Nazwa Holocaust pochodzi od greckiego słowa holocauston oznaczającego pierwotnie ofiarę całopalenia. Z czasem zaczęto używać tego określenia na oznaczenie mordu masowego. Począwszy od lat pięćdziesiątych XX wieku używa się tej nazwy wyłącznie na określenie masowej eksterminacji Żydów europejskich: P. Szapiro, Holokaust, [w:] Studia z dziejów Żydów w Polsce, t. II, Warszawa 1995, s. 8.

[313] Do tej liczby dołączyło ok. 137 tys. Żydów przybyłych po II wojnie światowej z ZSRR, jednak większość wyemigrowała w latach 1946 – 1950 do Palestyny:  H. Chałupczak, T. Browarek, Mniejszości narodowe w Polsce 1918 –1995, Lublin 1998, s. 164.

Autor: Zofia Lech

Miejsce i data wydania: Międzyrzec Podlaski 2005

ISBN 83-85097-20-1

Spis treści:

1. Od redakcji (str. 7)
2. Przedmowa (str. 9)
3. Wstęp (str. 19)
4. Rozdział I. Rozwój aptekarstwa na ziemiach polskich (str. 25)
5. Rozdział II. Losy rodu Eichlerów (str. 57)
6. Rozdział III. Losy rodu Krzywda-Łazowskich (str. 133)


biogram autora


Zofia Lech z domu Nurek, urodziła się w Busku-Zdroju, gdzie ukończyła szkołę podstawową i Gimnazjum im. Tadeusza Kościuszki. Jest absolwentką Uniwersytetu Warszawskiego, studiowała historię.


Przez 30 lat uczyła historii w liceach warszawskich: St. Batorego i w XVIII LO im. J. Zamoyskiego. Pracowała również jako dydaktyk i metodyk nauczania historii w Instytucie Historii na Uniwersytecie Warszawskim. Jest publicystką i dziennikarką.


W dorobku ma trzy książki: "Syberia Polską pachnąca" (Warszawa 2002), "Dr med. Aleksander Wasilewicz - walka z dżumą na Syberii" (Francja 1991), "Łazowscy-Krzywda, dzieje rodu" (Francja 1991). Jest autorką około czterystu artykułów publicystycznych opublikowanych w kraju i zagranicą  (Niemcy, Francja, Watykan). Artykuły dotyczą Polaków na Syberii oraz w Turkiestanie, Uzbekistanie, na Kaukazie; historii farmacji i medycyny; historii kościoła katolickiego w azjatyckiej Rosji i w Chinach, historii Wojska Polskiego itd. Zofia Lech jest członkiem wielu towarzystw naukowych. Wygłasza prelekcje, zbiera materiały w archiwach i bibliotekach.


Niewątpliwie liczącym się dorobkiem naukowych było przygotowanie rozprawy doktorskiej na temat: "Farmaceuci polscy w XIX/XX w., losy rodów Eichlerów i Łazowskich". Niestety do obrony pracy doktorskiej Zofia Lech nie przystąpiła z uwagi na zły stan zdrowia, który pogorszył się w wyniku dyscyplinarnego zawieszenie jej w okresie stanu wojennego w pracy zawodowej za udział w "Solidarności".


fragment Przedmowy (opinia prof. dr hab. Henryka Pankiewicza)


[…] Obszernie jak się wydaje dość wyczerpująco, została omówiona sprawa ustawodawca aptekarskiego, jako podstawy działania profesjonalnych farmaceutów. Również dość szczegółowo przedstawiona została problematyka nauczania farmacji w ośrodkach akademickich (Kraków, Lwów, Warszawa)[…]


[…] Dalsze losy Eichlera związane są ze służbą wojskową w obrębie której po odpowiednim przeszkoleniu, jako 18-latek, osiąga już odpowiedzialną funkcje wojskowego aptekarza II klasy, zdolnego do prowadzenia apteki polowej. Przejściowy pobyt w kiepskich warunkach twierdzy zamojskiej wpływa ujemnie na jego stan zdrowia, ale dalszy awans dwudziestoletniego już starszego aptekarza wojskowego, stawia go ponownie na nogi i czyni zdolnym do aktywnego udziału w kampanii rosyjskiej Napoleona. Zapewne nawet doświadczonych lekarzy musiał zdumiewać fakt, że ten zapewne wątły i schorowany chłopak przetrzymał trudną i ciężką wyprawę wojenną, w której nie tylko kierował ambulansem i robił leki, ale pracował także jako chirurg, opatrywał rany, nosił rannych, leczył chorych żołnierzy, a przy tym nie rozstawał się z bronią, bez której nie miałby żadnych szans na przeżycie w odwrocie spod Moskwy. Jego opisy kampanii napoleońskiej stanowią cenny materiał historyczny i należy ubolewać, że nad Berezyną spotkał rannego brata, którym przejściowo musiał się zająć, gdyby nie to, mielibyśmy jeszcze jeden oryginalny i zarazem wstrząsający obraz ludzkiego okrucieństwa i bezwzględności, jakim była słynna przeprawa przez tę rzekę. Cytowane są przez autorkę liczne nazwiska dowódców i lekarzy, których sylwetki i działalność należałoby skonfrontować z dotychczasowym stanem wiedzy o polowej służbie kampanii rosyjskiej, co wykorzystać będą mogli historycy medycyny. Równie interesujące są także opisane przez doktorantkę dalsze losy Karola Eichlera i wpływ na nie tak wybitnych osobistości jak doktor Teodor Heinrich i prof. Józef Celiński późniejszy jego teść, dzięki któremu osiedla się wraz z rodziną w Międzyrzecu Podlaskim. Prawie niewiarygodny jest opis Eichlera jego walki z epidemią cholery na terenie tego miasta. Walki pozornie beznadziejnej, powtarzanej wielokrotnie i zawsze zwycięskiej, tym bardziej godnej uwagi, że jako wielodzietny ojciec, miał prawo zrejterować z tak zagrożonego terenu, a jednak wytrwał tam do końca kolejnych epidemii (i życia).

W Międzyrzecu Podlaskim powstało interesujące dzieło K. Eichlera -wspomniana już „Instrukcja...", w której zawarł nie tylko wymogi etyczno-zawodowe aptekarza, ale i wiele cennych wskazówek dotyczących zbierania ziół leczniczych, przechowywania leków, przygotowywania różnych form galenowych, utrzymywania należytej czystości w oficynie aptecznej, przestrzegania zasad bezpieczeństwa, czyli jakbyśmy to obecnie nazywali BHP.

Z licznego potomstwa (miał jedenaścioro dzieci) Karola, tylko dwóch synów związanych było z farmacją. Samobójczą, śmiercią ginie Władysław (1848), uczestnik spisku w Szkole Farmaceutycznej w Warszawie. W ślady ojca idzie najmłodszy syn Edward, twórca znanej w Królestwie ..Fabryki Wód Kolońskich" oraz działacz polityczny na rzecz prześladowanych przez władze carskie unitów, ojciec Witolda skazanego na zesłanie (studenta medycyny U.W.). Szkoda, że w zakończeniu nie znalazły się choćby najkrótsze informacje o „ostatnich z rodu”, nie farmaceutach. A chciałoby się wiedzieć, czy właściciel rodzinnego archiwum mgr inż. Bohdan Eichler jest mechanikiem, elektrykiem, architektem czy też innej jeszcze specjalności, jeśli nie zachowały się żadne portrety rodzinne bądź XIX-wieczne fotografie na sztywnych firmowych kartonikach, to chciałoby się obejrzeć choćby fotkę z automatu Pana Bohdana.[…]


fragment Rozdziału II

[…] W marcu 1812 roku Karol Ferdynand Eichler otrzymał rozkaz wyjazdu do Warszawy, gdzie początkowo był zatrudniony przy: „konfrontowaniu rachunków aptekarskich wojskowych". Pod koniec maja 1812 roku dostał od Inspekcji Generalnej Służby Zdrowia poważne zadanie - został mianowany starszym aptekarzem ambulansu IV-tej Dywizji Lekkiej Kawalerii pod dowództwem gen. Aleksandra Rożnieckiego. Zbliżała się wojna z Rosją.

K. Eichler z dumą odebrał kompletny ambulans, który „składał się z apteki polowej, czterech furgonów lekkich płachtą przykrywanych. Ambulans był zaopatrzony w duży zapas leków i wszystkiego co było potrzebne do opatrywania rannych żołnierzy. Każdy furgon był zaprzęgnięty w cztery konie. Do ambulansu przydzielonych było dwunastu żołnierzy, których Głównym zadaniem była obsługa rannych żołnierzy”.

Pomocnikiem Karola Eichlera został podaptekarz Walenty Langowski. Przełożonymi zaś byli: „lekarz dywizyjny Andrzej Franciszek Dybek (1785-1826) oraz komisarz wojenny dywizji (-) Dobiecki. Personel lekarski składał się z lekarza sztabowego Sebastiana Czapelskiego (1794-1825), lekarza batalionowego Franciszka Fischera i młodszego lekarza Franciszka Małuskiego (ur. 1790 r.)”.

Ambulans miał obsługiwać dywizję w składzie: (...) sześć pułków ułanów, jedna bateria lekkiej konnej artylerii, pod dowództwem generała Rożnieckiego i dwóch generałów brygady Karola Turno i Dziewanowskiego”.

Liczna armia Księstwa Warszawskiego nie tworzyła w kampanii rosyjskiej odrębnej całości, Napoleon łudził się do ostatniej chwili nadzieją pokoju i dlatego nie tworzył osobnej armii polskiej, gdyż mogłaby ona utrudnić mu zawarcie pożądanej ugody z Rosją. Dla tych i innych względów politycznych i strategicznych rozmieścił pułki polskie w całej Wielkiej Armii, mieszając je z francuskimi, włoskimi, hiszpańskimi, saskimi i innymi wojskami. Tylko jeden V Korpus Polski składał się wyłącznie z Polaków i pozostawał pod rozkazami księcia Józefa Poniatowskiego. Liczył on 25.000 żołnierzy, należały do niego dywizje generałów Zajączka, Dąbrowskiego i Kniaziewicza.

Pod koniec czerwca 1812 roku K. Eichler, wraz z całą IV Dywizja Lekkiej Kawalerii, odbył przeszkolenie bojowe na polach koło wsi Wola. pod Warszawą, następnie wymaszerował do Siedlec, gdzie stał Sztab Dywizji.

Tymczasem 24 czerwca 1812 r. armia napoleońska przeprawiła się przez Niemen i zajęła pozycje w pobliżu Wilna. Na czele oddziałów stali miedzy innymi; marszałek Davoust, książę E. Beauharnais, Latur, Maubourg, J. Murat, gen. Qudinot... Za nimi ruszył Napoleon ze swoim sztabem i gwardią i założył on główną kwaterę w Kownie. W Warszawie 26 czerwca został zawiązany Sejm Konfederacki. Organizatorami tego Sejmu stali się T. Matuszewicz, S. Potocki, J. K. Niemcewicz. Na sejmie podjęto uchwałę przekształcenia Księstwa Warszawskiego w Królestwo Polskie.[…]